Same zacne rzeczy: efekt photoshopa na policzkach, zapach zbożowych ciasteczek, maseczki kojące trądzik

Dzisiaj wpis na luźno i relaksująco :D Nazbierało mi się ostatnio wiele dobrych produktów, a nawet na tyle dobrych że uznałam że koniecznie powinnam o nich napisać, szczególnie że wiele z nich to produkty łatwodostępne i niedrogie.
 DermaV10 Micellar Cleansing Water kupiłam bez przekonania; żeby tylko było pod ręką coś czym można szybko zmyć makijaż. Co mnie zaskoczyło to to że usuwa makijaż bez pocierania , nie ma zapachu i nie szczypie w moje wrażliwe oczy. Mistrzostwo świata, do kupienia w Poundlandach.

 DermaV10 zaskoczyła po raz drugi plasterkami do zaskórników, które usuwają wszystko jak leci, już dawno nie miałam tak czystego nosa. Moją zmorą są rozszerzone pory, w które zawsze coś włazi :( Na szczęście dobre plasterki przynsozą ulgę i póki co są to najlepsze jakie do tej pory miałam.

Lidl wypuścił nową serię kremów do twarzy. Mamy tu krem na dzień i na noc i kiedy zobaczyłam składy to wręcz zachłysnęłam się z zachwytu
 (skład kremu na dzień)
Formuła jest niemalże identyczna jak w przypadku mojego ukochanego kremu z Lacury. Z tej serii polubiłam bardziej krem na noc, który zawiera sporo oleju rycynowego ale na tyle dobrze się wchłania że stosuję go na dzień. Kremy nie zaostrzają stanów zapalnych, dobrze nawilżają i nie szczypią w oczy, praktycznie nie pachną ani nie zawierają filtrów. Koszt to 2 funty za krem.

Żel pod prysznic Cien 'Almond' to mój ulubieniec od 5 lat. Ma nietuzinkowy zapach, jakby niesłodzonych owsianych ciastek z nutą czegoś subtelnie kwiatowego. Jedyny obraz jaki przywodzi mi on na myśl to pole zboża na wsi, wokół którego gdzieniegdzie rosną polne kwiaty latem, a wszystko kwitnie i czuć to w powietrzu. Jest przyjemnie kremowy, a skóra po nim nawilżona i miękka. Prysznic z tym żelem to prawdziwa przyjemność :)

Krem do rąk z Lacury zaskoczył ładnym składem pełnym meolientów i działaniem. Przynosi mi wielką ulgę, szczególnie ostatnio gdy mam koszmarnie przesuszone dłonie. Muszę pamiętać by częściej smarować nim dłonie, z na pewno powrócą do normy.

Nowość, maseczki Pure Clay od Loreal kupiłam zachęcona niską ceną na promocji i przyjaznym składem. Stsosowałam je ostatnio, gdy dopadł mnie wysyp gul i wągrów po spożyciu glutenu i nie mogłam wyjść w podziwu jak cudownie koiły skórę! Moim faworytem jest wersja Glow, mam jeszcze wersję czarną i z pewnością spróbuję zielonej. Nie są to najlepsze maski na świecie, ale ukojenie skóry i oczyszczenie jej oraz sam kofmort używania sprawia że sięgam po nie z wielką chęcią, mimo że wcześniej maskowania nie lubiłam.




Konturówka do ust Essence w kolorze 06 Satin Mauve to kolor, którego szukałam od dawna. Chłodny, ciemny, zgaszony róż w formie kremowej konkretnie napigmentowanej konturówki w niskiej cenie - czego chcieć więcej?
Oprócz tego Essence ma w swojej ofercie świetne wysuwane kredki do oczu 'LongLasting Eyepencil', które są dobrze napigmentowane i zastygają. Mam wersję beżową, ale ona jest zbyt różowa i na mojej jasnej linii wodnej nie widać wielkiej różnicy, oraz obłędną butelkową zieleń z drobinkami. Marzą mi się jeszcze inne kolory i z pewnością poszerzę kolekcję bo są świetnej jakości.

Pudry z MUA Pro Base oraz Hydro Powder to moje hiciory od roku. Możnaby rzec,że to puch w pudełku - niezwykle jedwabiste i drobno zmielone. Pro Base jest pudrem satynowym, zaś Hydro nadaje się do utrwalania makijażu. Dla mnie plusem jest to, że Hydro jest biały i pół-kryjący, nie jest transparentny przezco mogę rozjaśniać podkłady. Kuszą mnie też inne pudry z MUA, szczególnie sypki.

Tusz od Bourjois 'Volume 1 seconde' ma naprawdę nietypową szczoteczkę, która jest genialna dla prostych, rzadkich i niedługich rzęs. Sama formuła tuszu jest bardzo 'budująca' i można zauważyć, że zawiera włókienka. Dzięki temu pierwszy raz w życiu mam widoczne i estetycznie wyglądające rzęsy, dla mnie bomba!



Te pomadki są już kultowe. Sama posiadam 5 kolorów, jednak Peach Club i Cool Brown zawiodły mnie formułą - są dziwnie śliskie, nie chcą za bardzo zastygać, rozłażą się i nie da się nimi dokładnie wyrysować ust (możę kupiłam przeterminowane, ale żeby aż takiego pecha mieć?). Plus dla Plum plum girl, Don't pink of it i nude-ist ponieważ są dobrze napigmentowane, trwałe i wygodne na ustach. Jedyne czego mogę sięczepić to to, że Nude-ist (w prawym górnym rogu) wcale nie jest żadnym nude, tylko piękną zgaszoną maliną, mój faworyt. 
Jestem fanką aminkowych i jagódkowych kolorów dlatego róż z Max Factora jest ideałem, najpiękniejszy róż na świecie.



Pewnego razu, buszując poundlandzie natrafiłam na to niepozorne plastikowe pudełko, podobno rozświetlacz. Ostatecznie ciężko nazwać to bronzerem, rozświetlaczem czy róźem ale mogę zaryzykować stwierdzenie, że robi photoshop na policzkach. Normalnie kosmetyki nie wzbudzają we mnie jakichś wielkich emocji ale ten stanowczo tak. Nakładam go tlyko na policzki jako róż, na róź albo tam gdzie bronzer. Satyna w czystej postaci :)
W tym tygodniu ogarnę więcej wpisów, z pewnością bardziej użytecznych. Powoli wychodzę z letniego umierania i wracam jesienią do życia :)
 




Komentarze

Prześlij komentarz