Wegański bekon marchewkowy

Ten przepis powstał tak bardzo przypadkowo, ze aż w to nie wierzę, szczególnie ze wyszedł świetnie. Cała sprawa zaczęła się już dosyć dawno od tego, ze kupiłam obieraczkę do warzyw, która to zgrabnie można obrać skórki z warzyw (zawsze wolałam używać nożyka). Pewnego razu olśniło mnie, że mogłabym pokroić marchewkę obieraczką w stripsy, coś jak takie szerokie noodle. Wyszło bardzo spoko a same marchewkowe noodle dorzucone do zupy na ostatnie 3 minuty zachowywały kształt i urozmaicały danie. Zawsze mam problem z noodlami bo mam alergię na fluten i soję, z tymi z zawartością tapioki też srednio się lubię wiec chwytam się różnych alternatyw.

Bekonu nie lubiłam nigdy, pokusiłabym się o stwierdzenie w stylu Magdy Gessler, że podle wali knurem. Nawet za mięsem szczególnie nie przepadałam, nie brakuje mi go. Za to lubię wegańskie zamienniki jajek czy selerybkę. Wracając  do bekonu to mieszkam w Anglii i tu zajadają sie bekonem - gdy dreptałam do pracy rano to zawsze waliło knurem w powietrzu bo robią angielskie śniadania. Czego jednak weganin nie wymyśli i nie spróbuje - pomysł się pojawił w głowie dzisiaj rano i na luzie uznałam ze a co tam, zrobię, jakieś marchewki z zeszłego tygodnia zostały, przydałoby się je zjeść.

Tak więc marxhewkę brutalnie należy porąbać tą obieraczką na paski, ja użyłam dwóch marchewek. Nastepnie marxhewę przełożyłam do pojemnika, dodałam łyżke oleju kokosowego, pół łyżeczki papryki wedzonej, troche czosnku, pół świeżej cebuli, nieco czarnej soli, ale tak ciut ciut. wszystko marynowało się może 2 godzinki. Blache wyłożyłam papierek, piekarnik nastawiłam na 220 stopni i wszyskto piekło się srednio 25 minut. Na koniec posypałam solą himalajską (będzie lepszym wyborem niż zwykła biała bo wydobywa lekko wędzonkowy posmak) i proszę bardzo, stał się wegański bekon.
Ja wiem, ze to proste i nie jakieś mega odkrywcze *chociaż dla mnie tao obieraczka to odkrycie roku ale robi robotę i zacnie smakuje, nie wali knurem, polecam. Nawet chrupie.


Komentarze